Witam, udało mi się wrócić wczoraj szczęśliwie z wycieczki po Czarnogórze. Jak pozbieram myśli i zdjęcia, to skrobnę relację.
http://lh4.ggpht.com/_bnP_fefrV5s/TAF2P ... C00293.JPG
Czarnogóra.
-
- Lubiący błoto
- Posty: 35
- Rejestracja: 25 mar 2010, 14:24
- ogur69
- Po kostki w błocie
- Posty: 298
- Rejestracja: 21 sty 2010, 21:40
- Lokalizacja: witnica
Re: Czarnogóra.
super byłem tam grudzień styczeń 2009-2010 całe bałkany zjeżdziłem i albanie grecje turcje wsumie 18 krajów w jakiś miesiąc spałem gratis na pace starego citroena c15 cała impreza kosztowała razem z paliwem żarciem korupcją i alkoholami jakieś 5000pln na dwuch byłem z bracholem. w pażdzierniku prawdopodobnie wyjade do mongoli przez syberie jakieś 2 miesiące w trasie i ze 25000km powrut przez turcje
ludzie dzielą się na czystych i szczęśliwych
-
- Lubiący błoto
- Posty: 35
- Rejestracja: 25 mar 2010, 14:24
Re: Czarnogóra.
Witam, oto mała relacja. Może ktoś jeszcze nie był...
Dzień 1.
Spotykamy się w Krakowie i ruszamy przez Chyżne na Słowację. Raźnie pokonujemy słowackie drogi i dojeżdżamy do Budapesztu na Biker Camp. Spotykamy tam Belga na Triumphie Scramblerze - ma podobne plany jak my, tylko więcej czasu. Za ogrodzeniem restauracja dla grup turystycznych z Polski. "Szła dzieweczka do laseczka" po raz kolejny dudni nam w uszach...
Dzień 2.
Ruszamy w kierunku Peczu bocznymi drogami. Przekraczamy granicę chorwacką jako jedyni i po niedługim czasie jesteśmy w Bośni. Na pierwszej stacji wymieniamy trochę kasy. Okazuje się że bośniacki (serbski?) , tak jak chorwacki jest bardzo podobny do polskiego. Przy drodze pełno rozpieprzonych domów , meczety , minarety. Poza tym bez niespodzianek. Zatrzymujemy się w przydrożnej knajpie, wcinamy cavapiczi , rozmowa z lokalesami i mamy zgodę od bossa przybytku na rozbicie namiotu na tyłach.

Dzień 3.
Zwijamy namiot, pijemy kawulca i ruszamy na drogę Banjaluka - Mostar. Fajna widokowa trasa.

Dojeżdżamy do Mostaru, parkujemy na strzeżonym i idziemy oglądać most.


Kolejny kawulec, posttureckie łakocie, i wrzask wzywającego na modlitwę w powietrzu. Bosko.
[youtube]QCMXCouCTqM[/youtube]
Jadymy dalej, Granica bośniacko - chorwacka bez problemu i jesteśmy nad Adriatykiem. Jedziemy prawie pustą magistralą chorwacką i po małym skoku przez kawałeczek Bośni jesteśmy w Dubrovniku.
Znajdujemy camping i uderzamy w kimono.
Dzień 4.
Rano zbieramy bety , spotykamy dwóch Niemców na starych gs-ach i ruszamy zobaczyć Dubrovnik.

Z kawulcem w ręku patrzymy na mury obronne i lightowo ubrani ruszamy na południe. Fajnymi zakretasami dojeżdżamy do Czarnogóry.
Jedziemy nad samym morzem, po lewej czarne góry
. Dojeżdżamy do Kotoru - duże stare wenecko-austryjacko-czarnogórskie miasto z megafortecą na skałach. Wjeżdżamy po zakręconej jak świński ogon drodze znad Zatoki Kotorskiej w kierunku lądu - miasta Cetinje.
[youtube]rGT2cDNcyDw[/youtube]
[youtube]uUg7VMXR1vQ[/youtube]
W końcu dojeżdżamy do Cetinje - okazuje się być starą stolica Czarnogóry , stare budynki ambasad, monastyr , pałac prezydenta i Folk Music of Montenegro in the bar.
Dzień 5.
Ruszomy w kierunku Dormitoru. Jedziemy krajówką i w końcu zakręty o mniej niż 170 stopni.
. W oddali jezioro Szokerskie i kraina Albanija.

Zjeżdżamy na żółtą dróżkę, żeby przejechać przełęcz biegnącą przez najwyższą partię gór. Pogoda piękna, tylko śnieg zalega na drodze.

Kapkię modyfikujemy trip plan, rzut okiem na kanion Tary

i lądujemy w Plevilji. Podjeżdżamy pod pension, a tu minutę po nas 7-iu Niemiaszków na różnorakich sprzętach . Łazimy po mieście, same Golfy II i Łady Nivy, na deptaku parę polskich dresów
. Nasze szczypiory grały wtedy z Czarnogórkami .
Dzięń 6.
Jadziem w kierunku Bośni. NA granicy tylko my i z naprzeciwka bracia Czesi. Mocni zawodnicy - Nepal, Syria, Jordania, teraz tylko Albania
. Jedziemy sobie wschodnią rubieżą Bośni, drogi niezgorsze, darmowe kawulce, spotkania Bośniackich weteranów motocyklizmu i naginam wśród tirów w kierunku Chorwacji i Węgier. Dobijamy do Muczacza, miasto już wymarłe, mega apartament u starego węgierskiego żeglarza (wilk rzeczny Dunaju?
)
Dzien 7.
Naginanie do doma. Budapeszt, mały mandacik u Słowaków, w Krakowie rozjeżdżamy się dwie strony świata.
Przejechałem 2850 km, Na spanie poszło jakieś 70 Euro.


Dzień 1.
Spotykamy się w Krakowie i ruszamy przez Chyżne na Słowację. Raźnie pokonujemy słowackie drogi i dojeżdżamy do Budapesztu na Biker Camp. Spotykamy tam Belga na Triumphie Scramblerze - ma podobne plany jak my, tylko więcej czasu. Za ogrodzeniem restauracja dla grup turystycznych z Polski. "Szła dzieweczka do laseczka" po raz kolejny dudni nam w uszach...
Dzień 2.
Ruszamy w kierunku Peczu bocznymi drogami. Przekraczamy granicę chorwacką jako jedyni i po niedługim czasie jesteśmy w Bośni. Na pierwszej stacji wymieniamy trochę kasy. Okazuje się że bośniacki (serbski?) , tak jak chorwacki jest bardzo podobny do polskiego. Przy drodze pełno rozpieprzonych domów , meczety , minarety. Poza tym bez niespodzianek. Zatrzymujemy się w przydrożnej knajpie, wcinamy cavapiczi , rozmowa z lokalesami i mamy zgodę od bossa przybytku na rozbicie namiotu na tyłach.
Dzień 3.
Zwijamy namiot, pijemy kawulca i ruszamy na drogę Banjaluka - Mostar. Fajna widokowa trasa.
Dojeżdżamy do Mostaru, parkujemy na strzeżonym i idziemy oglądać most.
Kolejny kawulec, posttureckie łakocie, i wrzask wzywającego na modlitwę w powietrzu. Bosko.
[youtube]QCMXCouCTqM[/youtube]
Jadymy dalej, Granica bośniacko - chorwacka bez problemu i jesteśmy nad Adriatykiem. Jedziemy prawie pustą magistralą chorwacką i po małym skoku przez kawałeczek Bośni jesteśmy w Dubrovniku.
Znajdujemy camping i uderzamy w kimono.
Dzień 4.
Rano zbieramy bety , spotykamy dwóch Niemców na starych gs-ach i ruszamy zobaczyć Dubrovnik.
Z kawulcem w ręku patrzymy na mury obronne i lightowo ubrani ruszamy na południe. Fajnymi zakretasami dojeżdżamy do Czarnogóry.
Jedziemy nad samym morzem, po lewej czarne góry

[youtube]rGT2cDNcyDw[/youtube]
[youtube]uUg7VMXR1vQ[/youtube]
W końcu dojeżdżamy do Cetinje - okazuje się być starą stolica Czarnogóry , stare budynki ambasad, monastyr , pałac prezydenta i Folk Music of Montenegro in the bar.
Dzień 5.
Ruszomy w kierunku Dormitoru. Jedziemy krajówką i w końcu zakręty o mniej niż 170 stopni.

Zjeżdżamy na żółtą dróżkę, żeby przejechać przełęcz biegnącą przez najwyższą partię gór. Pogoda piękna, tylko śnieg zalega na drodze.

Kapkię modyfikujemy trip plan, rzut okiem na kanion Tary
i lądujemy w Plevilji. Podjeżdżamy pod pension, a tu minutę po nas 7-iu Niemiaszków na różnorakich sprzętach . Łazimy po mieście, same Golfy II i Łady Nivy, na deptaku parę polskich dresów

Dzięń 6.
Jadziem w kierunku Bośni. NA granicy tylko my i z naprzeciwka bracia Czesi. Mocni zawodnicy - Nepal, Syria, Jordania, teraz tylko Albania


Dzien 7.
Naginanie do doma. Budapeszt, mały mandacik u Słowaków, w Krakowie rozjeżdżamy się dwie strony świata.
Przejechałem 2850 km, Na spanie poszło jakieś 70 Euro.